wtorek, 27 maja 2014

Rozdział II

-Dzień dobry. Przyjechałam po państwa Lunar.- powiedziała Inaja przekraczając próg sanatorium i trafiając w zasięg morderczego spojrzenia recepcjonistki.
Kobieta obrzuciła dziewczynę tymże wzrokiem.
 -Nazwisko - rzuciła od niechcenia.
-Inaja Lunar. Jestem córką. -odparła, lekko onieśmielona.
Recepcjonistka nie była brzydka, ale też nie młoda. Ubrana w ochydny żółty komplet i różowe szpilki, wysoka i szczupła szatynka o zimnych stalowych oczach. Na nosie nosiła czarne okulary o niezwykle grubych szkołach. Na twarzy gruba warstwa podkładu i kremu przeciwzmarszczkowego, a na ustach ( jeszcze grubsza ) czerwonej szminki. Całości dopełniały ciasno upiete w koka włosy, które przetykane były żółtymi wstążkami i kwiatami. Prezentowała się nienajlepiej, a zaciśnięte w wąską linię usta utwardzały Inaję w przekonaniu, iż recepcjonistka jest zołzą.
- Zapraszam do poczekalni - powiedziała kobieta z wyrzutem w głosie i wskazała Inaji krzesło, po czrym wyszła, za umieszczone za jej plecami drzwi. Po pięciu minutach wróciła z jakimś świstkiem w rece. Podała go dziewczynie i wskazała gdzie podpisać. Po zakończonych formalnościach kazała Inaji iść do apartamentu 189, co też ta niezwłocznie uczyniła. Szła długo aż trafiła pod solidne mahoniowe drzwi ze złotym numerem. Zapukała, i już po chwili znalazła się w silnych ramionach ojca.
- Przyjechałaś! - wykrzyknął uradowany. Cieszył się tak, jakby nie widział córki co najmniej przez rok. -
Nawet nie wiesz, jak za wami tęskniliśmy! - krzyczała mama.
Była to piękna, błękitnooka brunetka o zachwycającym uśmiechu i figurze modelki. Nie była wysoka, ale nadrabiała dobrodusznością i pogodą ducha. Jej mąż, tata Inaji i Davida, był za to wysokim blondynem o ciemnobrązowych, prawie czarnych,spokojnych oczach i dość mocnym temperamencie. Stanowili parę idealną, czego Inaja zawsze im zazdrościła. Dopełniali się pod każdym względem.
- Gdzie David?
 - Obiecał tej zakichanej Jessice, że zabierze ją na śniadanie przed pracą. Też coś!
- Nie przesadzaj. Jessica będzie idealną żoną dla mojego syna, matką dla moich wnuków, bratową dla ciebie i synową dla nas. Powinnaś spróbować się z nią zaprzyjaźnić. Jestem pewien, że polubiłabyś ją. - mówił tata.
- Davidowi bardzo zależy na tym, żebyś ty też była szczęśliwa. - wtrąciła mama.
- Będę szczęśliwa, jeśli on będzie, a nie będzie, mając za żonę taką Zgniłą Żabę jak Jessica.
- Nie mam zamiaru denerwować się przed drogą, szczególnie, że to ja będę prowadził - pan Lunar rzucił lekko oskarżycielskie spojrzenie w kierunku żony - poza tym nie mam zamiaru jechać do domu wysłuchając jak bardzo nie lubisz Jessici i patrząc jak twoją mamę zaczyna boleć głowa, więc wprowadzam zakaz rozmawiania o małżeństwie twojego brata aż do momentu przekroczenia progu naszego domu. - powiedziawszy to chwycił walizki i wyszedł z pokoju pozostawiając w nim prawie zszokowaną córkę i lekko naburmuszoną żonę.
- C-co mu jest? - wyksztusiła Inaja.
- Uważa Jessicę za doskonałą kandydatkę na kolejną panią Lunar. Poza tym złości się, bo zapomniałam prawa jazdy z domu i nie mogę prowadzić. -mama przewrociła oczami, po czym puściła do córki oko i wyszła z pomieszczenia. Inaja wybiegła tuż za nią. Zamknęła drzwi na klucz i tanecznym, jak na jej gust ponentnym, ale zbyt wesołym krokiem zbiegła ze schodów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz